Strona ta wykorzystuje pliki cookies w celu realizacji swoich usług i funkcji zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz samodzielnie dostosować warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Post Daniela





Dziennik Postu Daniela na żywo – 3. Tydzień




To jużpółmetek? Niemożliwe, tak szybko? Widocznie nie tak bardzo dał mi w kość ten "reżim"! Faktycznie: jem kolorowo, same smaczne rzeczy, a w dodatku zaczyna sięocieplać.

Zaczynam szaleć z deserami: różne sałatki owocowe, nawet lody (wystarczy zmiksować owoce, wylać do miseczek, zamrozić). Trzeba je skrobać łyżeczką, ale są pyszne. Tak właściwie jest to sorbet, ale zdrowszy, bo nie zawiera ani cukru, ani aspartamu, czy też innych genialnych wynalazków. Można także robić galaretki - owocowe i warzywne, oczywiście, na agarze.

Tym razem swoje prezentacje chorobowe urządziły mi stawy. Co ciekawe, nie był to ból, który utrudnia ruchy czy nawet chodzenie. Czułam jakby zaledwie informację o obecności bólu w ciele.

Zdarzył mi sięjeden dzień, kiedy obudziłam się z bólem głowy i natłokiem myśli: Mam wszystkiego dosyć, nie dam rady! Te czarne myśli znalazły nawet ujście w nagłym wybuchu rozdrażnienia. Na szczęście stan ten trwał przez niecały dzień.

Jak napisałam wyżej, odpowiada mi ten sposób odżywiania, lecz nie oznacza to braku pokus, w końcu organizm wyraża na różne sposoby swój niepokój z tego powodu, że nie dostarczam mu kawałka chleba razowego czy kaszy gryczanej. Staram się nie przechodzić koło piekarni. Nie wchodzę też do marketów, gdzie pieką pieczywo na miejscu... Czasem, jeśli jednak zdarzy się, że wciągnę w nozdrza zapach piekącego się pieczywa razowego, czy drożdżowca, po który czasem sięgałam, mówię sobie: To jest plastikowe! Nie do jedzenia. A zapach jest sztucznie sfabrykowany!

Zauważyłam także, że od niektórych pokarmów odrzuca mnie mocno: zapach grilla sąsiadów to istna męczarnia, tym bardziej, że mięsa nie jem już od bardzo dawna. Drażni mnie też zapach kawy, chociaż rzadko ją piłam, no i jestem wyczulona na obecność nadmiaru pestycydów i nawozów sztucznych w owocach i warzywach.

Energii mi nie brakuje, ale nie forsuję się, po prostu nie mam ochoty na ekstremalne wysiłki.

Stan skóry poprawia się bardzo szybko, organizm spala tłuszcz, rozbija grudki cellulitu (ciekawe, czy uda się tak do końca?!), ale w przeciwieństwie do diet wyszczuplających, skóra się „wciąga”.

Najcudowniejsze jest to uczucie sprawności i lekkości oraz stan zadowolenia, tak jakby mój duch dawał mi do zrozumienia, że teraz dobrze się czuje z moim ciałem. Bo tak to odbieram!

Pozdrawiam serdecznie

Anna Małgorzata Bogusz

Uroda : czyli skalpel Daniela





Wszyscy pragniemy być piękni...
Dobrze mówię - piękni - nie ładni, nie śliczni - słowo piękny wiąże się z pewnąklasą, elegancją, formatem. Piękno zawiera w sobie harmonię i wielkość przyrodzonąistocie Ludzkiej jako Pięknej, Wspaniałej, Odważnej Duszy, która zdecydowała się zstąpić z Niebios do Matrixu.....

I jesteśmy.
Jednak często nasze piękno zostaje stłamszone, sponiewierane i odesłane w kąt z powodu realiów Matrixu - ciężkiej walki o byt, o zrozumienie przez najbliższych, godność własną, dach nad głową.
Demiurgowie tego Wesołego Miasteczka, do którego wykupiliśmy drogi bilet robiąwszystko żebyśmy zostawili im więcej pieniędzy niż warte jest to przedstawienie, jakie nam proponują.


To właśnie w tym celu wymyślają toksyczne jedzenie, trujące i zabijające leki, zniewalające psychicznie kuromysła w rodzaju: telewizja, radio, piorące umysł reklamy.
Jednak ich zdolność przewidywania jest iście szatańska.

Wiedzieli i wiedzą, że mamy potrzebę piękna.

Dlatego programują populację na coraz to nowe „wyglądowe" mody. Raz jest to osławiony „złoty lotos" - stopa długości 12 cm, złamane w ciężkich, trwających kilka lat katuszach kości śródstopia, podwinięte i wciśnięte w spód stopy jej palce, jednym słowem całkowicie nienaturalne, chore, butwiejące a nawet odpadające na starość elementy ciała. Innym razem - także chiński wymysł - podcięte ścięgna Achillesa u arystokratek, które przecież nie mogą chodzić na własnych nogach, bo są zbyt szacowne i delikatne. Masakra.

Albo wychudzone, ascetyczne, smukło-asteniczneśredniowieczne piękności, figurki z układem ciała w linii „S" - pogłębiona kifoza skombinowana z pogłębioną lordozą i może jeszcze skoliozą - kto to wie..... bladolice, pozbawione „chi ", więdnące w ramionach mięśniaka - rycerza ...

Albo jeszcze lepiej - zakute w gorset XV - XVI - XVII - i XVIII - wieczne panny. Z przemieszczoną wątrobą i wewnętrznymi narządami.

Ofiary zemsty płuc w postaci omdleń oraz odwetu wątroby rozwścieczonej do niemożliwości tym uciskiem - w postaci ciężkich migren.

I my dzisiaj mamy swoje wyglądowe fobie - które w końcu nie są niczym innym jak tylko dążeniem do niebiańskiego piękna nawet, w naszym wykonaniu żałosnym.

Wyskubane i tępo namalowane tłustą, czarną kreską brewki - śmierćdla nerek - nie znoszących energetycznie ich depilacji.

Trzęsąca galaretka na udach - nawet u panów .

Ostatnio wyczytałam, że to gromadzenie się tłuszczu w nieregularnych grudach i „łachach" (to od łachy piasku) to .... genetyczna konieczność w przypadku kobiet - nawet jeśli mają naście lat i podobno wiąże się z koniecznością przetrwania dla dobra ciąży i potomstwa.

Jeśli tak, jeśli to wszystko, łącznie ze zmarchami żołądka, jelita cienkiego i trzustki na czole 17-letniego człowieka - więc jeśli to wszystko norma, to dlaczego w takim razie istnieje taki pęd, żeby to zmienić i uzyskać wygląd „niegenetyczny”, czyli: nogi bez puddingu na udach, twarz bez zmarszczek, dłonie bez przebarwień, brzuch bez balkonu albo dwóch i trzech -biust na baczność zamiast jak u słynnych figurek paleolitycznych Venus.....

Skąd u nas taka głupia i bezsensowna maniera?

Skąd wzięliśmy ten głupi archetyp - człowieka harmonijnego, zwinnego, o pięknej, lśniącej skórze, mocnych włosach, mocnych, ale smukłych mięśniach, pełnej wdzięku twarzy o regularnych rysach, długiej, osadzonej pięknie szyi i foremnych ramionach ?

Czyżby z ucha ?

Nie, to jest nasza prawdziwa genetyka.

Jesteśmy prawdziwie piękni i dopóki nasze ciało żyje razem z nami, zawsze, nawet w najtrudniejszych warunkach życiowych mamy taki luksus, którego żaden furer tego Matrixu nie jest w stanie nam odebrać, jeśli tylko mamy do dyspozycji owoce i warzywa ...czyli możemy zrobić „Post Daniela”.

Skalpel Daniela tnie jak laser- podciąga jak najlepszy hak, popuszcza największe zmarszczki, odbarwia najbrzydsze plamy, bo ten fizjologiczny odmładzacz - jakim niewątpliwie jest Post Daniela, trafia w samo sedno tych degeneracyjnych zmian.

Energia zaczyna krążyć w meridianach bez zakłóceń, dlatego puszczają wszystkie powierzchniowe przykurcze na ich trasach, czyli zmarszczki- śluz, piaski, kamienie zostają zutylizowane do najdrobniejszej postaci i wydalone - odciążając organy, które często przez to pozbywają się ucisku w sensie dosłownym. Żołądek mówi – no nareszcie - skoro tak dobrze mnie traktujesz- zlikwiduję tę paskudną fałdę policzkowa, którą Ci zafundowałem - i podskakuje wesoło - czasem przedtem musi trochę pojęczeć cichutko w kąciku - w trakcie autoregulacji - ale opłaca się - w końcu jest zadowolony. Tańcząca z radości wątroba krzyczy - jestem zadowolona! Jestem zadowolona! - Unieważniam lwie zmarszczki wściekłości pomiędzy twoimi brwiami, resetuję twoje migreny, pogadam z barwnikami - każę im uprać plamy na twojej twarzy i rękach - już mi się nie podobają - dość psychodeli!

Sfrustrowany do tej pory pęcherzyk żółciowy pomrukuje -skoro tak dobrze mnie traktujesz, likwiduję twoje kurze łapki - nie zamierzam bawić się w kamieniołom - jestem przecież lekki i pełen wigoru.

Tkanki krzyczą: rewolucja, rewolucja! Precz z wszystkimi detergentami, toksynami, śluzami i innymi niepożądanymi gośćmi - jesteśmy czyste jak białe primabaleriny.

Skóra wcale nie jest zdziwiona - mówi - jak mnie dobrze traktujesz, to mnie masz - mogę być zawsze młoda.....

Całe twoje ciało spogląda na ten chory Lunapark z autentycznym zdziwieniem - widząc wygibasy, które czynisz, smarując się jakimiś odjechanymi kremami, katując się chorymi dietami, ćwicząc do upadłego zamiast dla relaksu, mówi Ci : Hej, koleżanko/kolego - po co Ci to wszystko i te gigantyczne wydatki na rzecz utrzymywaczy Matrixu ? Wystarczy ... darmowy albo prawie darmowy Post Daniela.

.... I ma rację

Post daniela to całkowita autoregulacja.

To całkowita regeneracja - pomaga z dużym stopniem skuteczności leczyć nawet najcięższe, nie dające się leczyć choroby.

Zwraca młodość, odebraną przez procesy degeneracyjne spowodowane różnymi czynnikami - zwłaszcza żywieniowymi i psychosomatycznymi. Odnawia wszystkie naturalne, przypisane naszej matrycy genetycznej procesy, przywraca prawidłowe podziały komórkowe, procesy autoregeneracji, które nie zachodzą, kiedy ciało dostaje „papu" i to „papu" jest byle jakie.

Przywraca procesy prawidłowego i szybkiego namnażania sięzdrowych tkanek w chorych miejscach.

Nasze ciało jest doskonałym perpetuum mobile.

Post Daniela to potwierdza i pokazuje.

Skóra staje się młoda, tkanka łączna sprężysta, stawy elastyczne i ciche, wzrok ostry, libido .... wraca na swoje miejsce.... czyli jest. Włosy i paznokcie zaczynają dochodzić do formy. Ciało przypomina sobie, jaki jest jego właściwy kształt. Jarzyny wykonują liposukcję, woda nawilża, sen dodaje blasku, odpoczynek sprawia, że czujemy się jak młode lwy. Powraca błysk w oku bez kropli weneckich.

Więc poddaj się bezkrwawej operacji dra Proroka Daniela - on sam był i jest dla potomnych autoreklamą dla siebie – „Biblijnym Męskim Ciachem" - możesz to sprawdzić, wystarczy, że trochę poczytasz. Dziśjeszcze możesz do tej lektury założyć okulary ... jeśli jednak się zdecydujesz, optyk najprawdopodobniej już nie będzie Ci aż tak potrzebny.

Wystarczy, że skorzystasz z oferty Biblijnej Kliniki Chirurgii Plastycznej.

Wiola Grigorijew





Dziennik Postu Daniela na żywo – Tydzień drugi
No tak! Jużjedna trzecia trasy za mną, a ja czuję że dla mnie ten sposób odżywiania przestaje być czymś, co odbiega od codziennej normy. Chyba już się przyzwyczaiłam.

Ten tydzieńnie był łatwy, ponieważ w okolicach wtorku aż do czwartku dawały swoje recitale narządy, które kiedyś przechodziły przez jakieś stany zapalne. Jednak nigdy nie nazwałabym tych epizodów objawami chorobowymi, było to bowiem tak, jakby ktoś przypominał mi: „Pamiętasz, jak to cię bolało? Pamiętasz jak nie mogłaśchodzić?”, itd.

Wiedziałam,że mój organizm jakby cofa się w czasie, jeśli chodzi o jego stan zdrowotny, a te drobne dolegliwości są mglistym przypomnieniem tego, co kiedyś się działo.

Cieszy mnie ten sposób odżywiania, jem według mojej rachuby nawet całkiem sporo, ponieważ nie chcę dopuszczać do uczucia głodu i typowego dla osób na diecie pełnego żałości spojrzenia na talerze innych domowników pełne, jakże smakowicie pachnącego wtedy, „zakazanego”jedzenia. Ale wystarczy stale mieć pod ręką jakieś warzywka czy niesłodkie owoce, aby jedzenie bądź niejedzenie czegoś nie zaprzątało nas zbytnio.

Faktem jest,że temperatura na dworze i w mieszkaniu nie sprzyjała takiemu reżimowi jedzeniowemu, byłam częściej czcza i musiałam jeść więcej gotowanych warzyw, poza tym robiłam sobie kompoty z sałatek owocowych, oczywiście – bez cukru. Jakieśgrzeszki? Ależ oczywiście, nie nadaję się na wzorzec w Sèvres: jakieś morele suszone czy takież śliwki oraz lekkie zmaganie z sobą, czy do tej sałatki z buraczków nie dołożyć jednego, takiego maluteńkiego przecież kartofelka z porcji męża? Pomyślałam jednak, że nie warto, zbyt wiele uzyskałam już po dwóch pierwszych tygodniach, by podjadać „na lewo”

Konkretne pytanie: Co uzyskałam?

Podbudowałam się moralnie, bo wytrzymałam i wiem, że dalej już pójdzie.

Skończyły się zatruwające mi życie bóle w stawach. Przedtem, po moich dwóch kilkumiesięcznych epizodach z silnymi bólami stawów biodrowych, które na długo unieruchomiły mnie w domu, musiałam schodzić ze stopni schodów na pięty, tak sztywne i bolesne stały się stawy kolan i stóp. Myślałam już, że muszę się z tym pogodzić. Wysiadanie z autobusu czy tramwaju odbywało się z kurczowym trzymaniem się poręczy i ostrożnym stawianiem obolałych stóp. Zero elastyczności! Pomijam to, że stopy były spuchnięte, ale z tym uporał się jużpierwszy tydzień postu. Teraz ze schodów zbiegam leciutko i nie tupię jak jeż,wchodzę też bez wysiłku, chociaż czasem odczuwam lekkie osłabienie, kiedy długo jestem na mieście i w związku z tym nie jem.

Ciało stało lekkie, elastyczne, zręcznie lawiruję po mojej ciasnej kuchni. Stałam się dużo sprawniejsza. Sam fakt, że swobodnie się poruszam, daje mi mnóstwo radości. Codziennie mam potrzebę przejścia paru kilometrów piechotą i cieszy mnie to.

Patrzę w lustro i widzę jakby młodszą kobietę. Przyznam się (wybacz, Wiolu!), że nie bardzo wierzyłam, że mogę jeszcze cofnąć objawy starzenia się organizmu, ale coś jakby zmarszczek mi ubyło, twarz nie jest już tak blada. Oglądam te zmiany z lekkim niedowierzeniem, ale skoro się pojawiły, to chyba jednak jest to możliwe, by cofnąć owo skłanianie się organizmu ku jesieni...

I jeszcze jedno, czyli przyczyna, dla której podjęłam ten post, robiąc tym samym przysłowiowy rzut na taśmę: zakończył się nieustanny alert organizmu, że „coś nie jest w porządku”(bo faktycznie tak było). Budziłam się rano z tym uczuciem i chodziłam mocno niespokojna. Teraz widzę, że mam szansę na uzdrowienie najbardziej dokuczliwej dolegliwości. I to się dzieje właśnie teraz. Niech się dzieje. Z optymizmem robię "ciąg dalszy".

Pozdrawiam serdecznie

Anna Bogusz






Dziennik Postu Daniela na żywo

Tydzień zaliczony!
Nie było łatwo, ale teraz wiem, że nie zrezygnuję i wytrzymam do końca.
Jak było? Różnie: zaczęło się od euforii i uczucia lekkości. Co prawda, uczucia te są charakterystyczne dla bardziej zaawansowanego etapu, ale każdy organizm ma swój tryb reagowania.

Bawiło mnie i bawi przygotowywanie potraw, praktycznie tak samo jak przedtem, tyle że bez oliwy czy oleju, cukru, słodkich owoców, bez wszystkiego, co zawiera węglowodany i nabiał.

Wcale nie uważam tego sposobu odżywiania za dietę, ponieważw przeszłości często bywało tak, że kiedy nie musiałam gotować, odżywiałam sięczym popadło, to znaczy – owocami i warzywami, które miałam pod ręką lub mogłam szybko ugotować.

Pomyślałam sobie nawet, że Post Daniela to replika moich ascetycznych zapędów, które przyniosłam sobie z poprzednich wcieleń. Wówczas były one ku umartwieniu, ku pokucie bądź wzmocnieniu ducha, a teraz... mają służyć radości i zdrowiu. Bardzo sympatyczny sposób przepracowywania starych programów karmicznych.
Prawdę mówiąc, jest to dla mnie rzut na taśmę, jeśli chodzi o możliwość uzdrowienia moich dolegliwości, które w ciągu tej zimy zmieniły mnie w pojękujący kłębek cierpienia. Niby nic wielkiego, ale tu boli, tam strzyka, jeszcze gdzie indziej puchnie, stawy sztywne, zimne dłonie i stopy i uroda jak ze młyna. Ostatnia zima przespacerowała się bezlitośnie po moich stawach, zaburzyła krążenie, że nie wspomnę o innych, spędzających sen z oczu nieprzyjemnościach.
Dlaczego to właśnie post Daniela?
Dlaczego to właśnie post Daniela ma mi pomóc i to jeszcze w wersji pięciu przemian?
W tym przypadku zadziałała intuicja, po prostu czułam i czuję nadal, że to jest odpowiedź na moje medytacje przyciągania do siebie uzdrowienia na wszystkich poziomach.
Wzmianka o dobrych skutkach żywienia się jarzynami znajduje się w 1. Księdze Daniela. Prorok jako młodzieniec trafił ze swoimi trzema towarzyszami do niewoli, stając się przymusowym rezydentem króla Nabuchodonozora, kiedy ten pokonał lud Judy. Król był łaskaw, zarządzając, by młodzieńcy otrzymywali potrawy z jego stołu, czyli mięso i wino. Młodzieńcy odmówili przyjmowania tej strawy. Przełożony niewolników obawiał się, że młodzieńcy zmarnieją na innym wikcie, a on poniesie konsekwencje swojego niedbalstwa, więc oni, nie chcąc go narażać, zaproponowali, aby brał te potrawy dla siebie, a im cichcem wydawał jarzyny i czystą wodę. Tak miało być przez 10 dni na próbę, aby przełożony przekonał się, że młodzieńcy wyglądają zdrowo, że ten sposób odżywiania wcale im nie szkodzi. Po dziesięciu dniach takiego odżywiania ich oblicza jaśniały i widać było, że ciesząsię całkowitym zdrowiem i pełnią sił.
Skoro w najczęściej czytanej na świecie księdze zachowała się taka wzmianka, coś to znaczy, może warto spróbować!
W końcu w księgach, pismach, kronikach oraz innych materiałach przechowywane są nie raz bezcenne wskazówki.
Tak czy inaczej, mam za sobą wstępne boje i zmierzam dalej po swojej drodze do zdrowia...
Ale może podzielę się swoimi doznaniami i przekażęparę uwag i postrzeżeń co do tego pierwszego tygodnia.
Dlaczego akurat wersja pięciu przemian?
Dlaczego akurat wersja pięciu przemian? Jestem laikiem w zakresie tej wiedzy, chociaż potrafię sklecić kilkanaście potraw na podstawie przepisów nieocenionej Wioli.

Według mnie żywienie „normalne” tym różni się od żywienia wg pięciu przemian, co bezładne wrzucanie kawałków puzzli na planszę, kiedy tylko niektóre z nich trafiają w puste miejsca, od uporządkowanego i systematycznego wkładania kawałków w miejsca odpowiednie. Po prostu poszczególne pary narządów otrzymujątę energię, której im trzeba, we właściwej kolejności, dzięki czemu jej strumienie płyną prosto do celu niczym niezakłócone i narządy nie muszą wyszukiwać sobie ze sterty puzzli tego, czego im aktualnie trzeba.
Kryzys glikemiczny
W trzecim dniu postu pojawiły się objawy kryzysu glikemicznego – to organizm zaczął szaleć z niepokoju, nie dostając swojej codziennej porcji węglowodanów. Przyspieszone bicie serca, kłopoty z koncentracją, dreszcze... Następnego dnia rano rozważałam, jak tu wstać złóżka. W końcu zwlokłam się i po kilkudziesięciu minutach snucia się po mieszkaniu po prostu zjadłam kilka ostatnich daktyli, które smętnie pałętały się w jakimś słoiczku. (Przed postem przezornie wyjadłam wszystkie słodkie owoce, żeby mnie nie kusiło.)
Wszystkie objawy ustąpiły, ale cały dzień działałam na trybie oszczędzającym. Potem dowiedziałam się od Wioli, że oczywiście, takie kryzysy można przełamywać, jedząc słodkie owoce, ale drugą opcją jest autosugestia: po prostu położyć się i powiedzieć swojemu organizmowi, że wszystko jest w porządku, że jest to przełom glikemiczny i organizm przestawia sięna inny tryb odżywiania dla uzyskania pełnego zdrowia.

Wnioski
- Najlepiej zacząć post, kiedy jest ciepło.(Nie miałam tego szczęścia.)
-Trzeba odsunąć od siebie wszelkie forsowne zajęcia i zaplanować spędzanie jak największej ilości czasu w plenerze, dużo chodzićpieszo.
- Zrobić na samym początku porządne zakupy, ponieważchodzenie wśród wszelkich smakowitych zapachów w pierwszych dniach postu może być nieco męczące. Teraz, po tygodniuśmiało wkraczam pomiędzy półki wyładowane „dawnymi” smakowitościami. Dawnymi... Tak!
- Liczyć się trzeba ze zmianą gustów jedzeniowych, a ponieważbardzo wyostrza się wzrok, smak oraz powonienie, jarzyny i owoce stają sięniezwykle atrakcyjne, kolorystycznie, węchowo i smakowo, natomiast inne pożywienie, jak i zapachy chemiczne stająsię udręką dla nosa.
- Ewentualną apatię i uczucie osłabienia można przełamywaćruchem na świeżym powietrzu.
Wczoraj zdawało mi się, że mam kryzys sił fizycznych, ponieważprzyszła apatia i jakby zwolnienie ruchów, ale szybko przekonałam się, że to doznanie siedzi wyłącznie w mojej głowie, bowiem kiedy zauważyłam prawie uciekający mi autobus, wyrwałam "na setkę" i nawet nie zdyszana dopadłam go tuż przed odjazdem. Wiem już, że poczucie siły jako stały towarzysz pojawi się później.
- Jeśli ma się skłonność do depresji, zasadniczo powinno sięz postu zrezygnować albo przeprowadzać go w gronie przyjaznych osób. Najlepiej byłoby wspólnie przyrządzać potrawy.
Tak czy inaczej, bez depresji też bardzo pomaga wspólne gotowanie. Daje dużo radości i wzmacnia determinację!

Bilans tygodnia: Co uzyskałam?

- Uczucie wielkiej lekkości w ciele.

- Dynamikę w ruchach.

- Ustąpienie bólów stawów.

- Zgrabne stópki (bez obrzęku nad kostkami).

- Dobry humor.

- Lepsząkoncentrację.

Warto było! A najlepsze przede mną.

Serdecznie pozdrawiam, cd. za tydzień.

Anna Małgorzata Bogusz


ROZPOCZYNA SIĘ EPILOG WOJNY O DIETĘ.
Post Daniela co się dzieje w trakcie jego trwania?
Zastanawiacie się pewnie, co i jak jeść. Nie przypisuję tego efektu rozterkom związanym z mojąpublikacją....
Wiem, że to sprawa lata, świeżych młodych roślin, które działają leczniczo - a odpowiednio przygotowane i podawane mogą wywołaćpiorunujący - pozytywny efekt - jak choćby osławiony i rozreklamowany przez Biblię Post Daniela, znany u nas jako ... dieta dr Dąbrowskiej - pomyłka - to nie Pani doktor dieta - to dieta proroka Daniela, judajskich matuzalemów i Jana Chrzciciela - o czym każdy wie...
Post Daniela to stara, sprawdzona metoda przywracania ciału zdrowia i sprawności.
Stosując go, przyjmujemy tylko warzywa i niesłodkie owoce.
Węglowodany, białka, tłuszcze są zakazane.
Dlaczego ? Z prostej przyczyny - Post Daniela działa na organizm tak, jak olej na silnik - nie jest paliwem. Służy do konserwacji urządzenia.
Taką rolę głównie spełniają w naszej diecie warzywa i owoce- nie dają przecież kalorii - wystarczającej ilości cukrów stanowiących dla nas napęd.
Pełny obrót postu trwa, jak wiecie - doczytaliście pewnie o tym, jak Jan Chrzciciel żywił się 40 dni korzonkami i roślinkami - 42 dni czyli 6 tygodni.
Jest to czas, w którym ciało „przegląda” wszystko to, co wstecz, wyrzuca toksyny, pozbywa się najpierw tłuszczów, złogów, potem chorych tkanek - ponieważ już najdalej po 3 dniach od rozpoczęcia - u osób, które nigdy go nie praktykowały – ciało przechodzi na odżywianie endogenne. Żołądek przestaje wydzielać soki trawienne - staje jak wyłączona elektrownia.
Pracują tylko jelita, trawiące warzywa i owoce.
W trakcie tego postu dochodzi do wyczyszczenia ustroju na poziomie komórkowym.
Ponieważ z zewnątrz nie wchodzą do ustroju żadne składniki odżywcze - ciało zmuszone odżywiać się - zjada tłuszcz, chore tkanki i co najważniejsze buduje nowe według prawidłowej matrycy genetycznej.
Jeśli w stawie jest zmiana - w trakcie postu następuje zużycie chorych tkanek - ciało zjada je - potem odbudowuje nowe - zdrowe.
I tak ze wszystkim.
Jak jeść w trakcie tego postu? Stosownie do tego, czy wam zimno czy ciepło - albo więcej albo mniej surowizny.
Jest lato, sprzyja więc jedzeniu surowego, jednak kierujcie się odczuciami, żeby nie doprowadzić do wychłodzenia lub przegrzania ustroju.
Co jeść?
Oczywiście, można multum surówek...
Jednak można także to samo, co zawsze ... tylko bez zakazanych białek, tłuszczów, nabiału, mięsa, kawy, alkoholu, herbaty, yerba mate ...
Taka sama pomidorowa, tylko z cukinią w roli makaronu - bez dodatku olejów.
Taka sama papryka duszona tylko .. . na samej wodzie, sos zredukowany na wodzie, brokuły polane sosem własnym zrobionym z ... brokuła rozgniecionego, z czosnkiem, zmiksowanego z wodą...
Taki sam żurek z cukinią w roli kostek ziemniaków, bez oleju, smażonej cebulki - na wodzie - można puścić wodze wyobraźni – wszystko da się zrobić. W trakcie tego postu następuje proces prezentacji objawów - ich zaostrzenia - potem znikają albo w przypadku ciężkich chorób redukują sięradykalnie.
Ciało radykalnie się odmładza - efekt widoczny gołym okiem już po dwóch tygodniach postu.
Nie musicie robić go w całości - na co nie każdy jest w stanie się zdecydować, a nawet jeśli się zdecyduje, że wytrwa.
Możecie zrobić „kawałek”.
Każdy kawałek takiego postu jest cenny - odkwasza, reguluje, przywraca prawidłowe procesy podziału komórkowego, przywraca naturalne procedury - na ogół po takim poście mamy z głowy nałogi pod warunkiem, że nie postanowimy sprawdzić, czy jeszcze je mamy.
Post Daniela to leczenie radykalne.
Zmienia stan psychiki.
Ciało produkuje endorfiny, w głowie jak na pozytywnym „haju”.
Wycisza, konsoliduje, centruje świadomość.
W ciele powstaje „stan błogosławionej ciszy”.
Post Daniela nie jest jednak jedyną sensowną opcją dla człowieka, który chce wykorzystać lato - porę „ognia” ,żeby spalić to, czego chce się pozbyć.
W naszym klimacie trudno jest normalnie żywić się wg zasad diety witariańskiej - nie wiemy też na pewno, jak to jest z naszą genetyką -puste puzzle DNA wskazują na to, że ktoś bawił się naszymi genami i zostawiłnam w DNA informację o swoich psotach ....
Nie wiemy więc tak naprawdę, czy jesteśmy genetycznie „surowo– żerni”, jak się powszechnie sądzi - czy też dostosowano nas do jedzenia gotowanego w jakiejś części.
Na pewno gotowanie to dodawanie yang w zimnym klimacie -żeby nie doszło do szybkiego wyziębienia systemu i wszystkich tego skutków.
Można jednak świetnie wykorzystać maksimum witariańskich elementów diety właśnie w lecie i wczesną jesienią.
Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby włączyć maksimum surowych składników do naszego menu.
Normalnie w zimnych porach roku proporcje wynoszą 60 % gotowanego do 40 % surowego.
W czasie ciepłych pór odwrotnie - 60 % surowizny - 40 % gotowanego.
Jednak kiedy jest bardzo gorąco, ciało samo mówi - stop! Dawaj zimne .....! Za gorąco...!
Zwracajcie uwagę na to, co mówi wam ciało - jeśli wciąż Wam zimno i macie tendencję do zaziębiania się - nie chłodźcie się za mocno, nawet latem, bo skutki mogą być opłakane...
Pamiętajcie też o tym, że chłód spowalnia metabolizm, a ciało musi pracować, przemieniać przyjętą materię w swoje tkanki - musi do tego otrzymać potrzebne ciepło.
Pora letnia jest więc doskonałym okresem do radykalnej poprawy zdrowia, dowitaminizowania się, naturalnego dowozu potrzebnych mikroelementów, totalnego sprzątania ustroju, łatwego i przyjemnego - także z powodu niskich kosztów tego przedsięwzięcia - wyleczenia się ze wszelkich nękających ustrój chorób.
Jest to także okazja do darmowego liftingu, liposukcji, odsiwienia, usunięcia rozszerzonych naczynek i innych estetycznych dolegliwości.
O linii ciała nie wspominam - wszystkie diety cud mogą siębujać.
Po prostu 18-tka i witaj Świecie!
Jedyna sensowna dieta, to dieta polegająca na tym, że jemy to, co mamy jeść- żeby być zdrowym. Post Daniela jest tutaj ogromną pomocą dla osób, które rozsądnie rezygnują z dobijania się w chorobie chemicznymi lekami wywołującymi często takie spustoszenia w ustroju, że bilans leczenia jest dla chorego ujemny.

Życząc Wam stanu samadhi w trakcie - a nie jest to niemożliwe- post ten wpływa bowiem kapitalnie na stan świadomości - sama czekam, aż zrobi się cieplej i ... odpalamy!

Pozdrawiam Was

Wiola Grigorijew

1. propozycja menu postu Daniela


Jutro start!


Nasz Daniel zaczyna się tuż po pełni (idealna pora), ale w niskiej temperaturze, więc na początek przekazuję przepisy na potrawy rozgrzewające:

Zupa jarzynowa
Marchew, seler, por, cebula, kapusta, pieprz, chilli, czosnek, kminek, cząber, sól, sos sojowy, odrobina kwaśnego, kurkuma, cukinia częściowo starta na drobnej tarce (zagęści),częściowo w kostkach jako ziemniaki. Możesz dodać paprykę czerwoną albo zieloną, kalafior, brukselkę, rzodkiewkę.

Propozycje w ciągu dnia:
- Kawałki kalafiora gotowanego z solą i czosnkiem. Zmiksowany szpinak (trochę), podlej wrzątkiem, szczypta słodkiego (można stewię albo rozmoczone dwa zmiksowane daktyle) czosnek, pieprz, sól, sos sojowy, zredukuj, ponownie zmiksuj i masz sos szpinakowy. Dołóż pomidory w plasterkach, dodaj przyprawy: sól, kurkuma, odrobina kardamonu albo kolendry, pieprz, szczypiorek, sól

- Marchewka z jabłkiem, kiwi, odrobiną startego imbiru (bardzo ogrzeje).

- Marchewka z pomarańczą (wybierz kwaśną) - rewelacyjna sałatka – pomarańcza w kostkę, marchew starta.

- Marchewka z winogronami czerwonymi albo białymi, pokrojonymi w połowy albo ćwiartki, plus kurkuma, pieprz, sól

- „Piramidka pięciu przemian" czyli uczta:
Pomidory, sól, odrobina octu balsamicznego - sosy podane będą osobno - kurkuma (szczypta), ogórek biały, pieprz, chilli, plastry pieczarek, sól, sos sojowy - odrobina, sałata albo inna zielenina - można układać warstwy, żeby się dobrze doprawiła. Można dołożyć paseczki papryki, ale drobne, ogórek kiszony, szpinak, co chcesz.
Pozdrawiam serdecznie i życzę wszystkim chętnym, jak i sobie powodzenia!

Wiola Grigorijew

 

















2. Przepisy – Post Daniela

„Zasmażana kalarepka”
Kalarepka pokrojona w kostkę (nie najdrobniejszą), kminek, pieprz, sól, sos sojowy, woda, ugotować do miękkości, zakwasić octem winnym albo balsamicznym, albo innym dobrym, kurkuma.
„Zasmażyć” startą drobno cukinią, rozgotować - dodać suszony czosnek – smacznego.

Kapusta –„zasmażana”
Pokroić kilka daktyli, kapustę, zalać zimną wodą, dodać kminek, czosnek świeży lub suszony, chilli lub pieprz, sos sojowy, ugotować, zakwasićdobrym octem, doprawić kurkumą, zetrzeć na drobno cukinię gotować do zagęszczenia.

Kalarepka w sosie balsamicznym
Kilka daktyli do gotowania, kalarepka pokrojona w kostkę,kminek, pieprz, czosnek, mogą być zioła prowansalskie, woda, sól, sos sojowy, ugotować tak, aby zredukować płyn (można odlać do zupy), wyłożyć na talerz i polać sosem z octu balsamicznego, ziół prowansalskich, sosu sojowego (można dodać musztardę, ale ostrożnie, żeby osiągnąć żądany smak.

Fasolka szparagowa w sosie balsamicznym




Jest to oryginalne danie hiszpańskie - tu w wersji „Daniel”- normalnie z oliwą i ćwiartkami jajek.

Ugotować fasolkę w osolonej wodzie do miękkości, posypaćpieprzem, dodać szczyptę soli (dla przejścia przez wodę}, potem polewamy octem balsamicznym.

W oryginale są : fasolka, ćwiartki jaj, do tego ocet balsamiczny, choć ja robię zawsze sos: ocet balsamiczny, odrobina kurkumy, oliwa, ostre przyprawy.


ZUPY:
Zupa krem z marchwi
Pokrojona w kostkę marchewka, kilka daktyli (do rozgotowania i „dosmaczania” - nie ma to szczególnego znaczenia), pieprz, sól, curry, sos sojowy, rozgotowujemy, redukujemy, miksujemy.

Zupa pomidorowa
Marchew, seler, por, kapustę zetrzeć lub pokroić, kminek, pieprz, czosnek, sól, zioła prowansalskie, sos sojowy, jak się rozgotuje baza, dodajemy przecier pomidorowy albo kroimy pomidory na połówki i ścieramy wewnętrznączęścią (skórka zostaje w ręce) i dodajemy miazgę do bazy, potem jeśli jest zbyt mało kwaśna, zakwaszamy, jak trzeba obchodzimy koło przemian, żeby odpowiednio doprawić. Można przejść przez ogień kurkumą jeszcze raz i zrobić makaron z cukini.

Zupa czosnkowa
Standard, ale bez kluseczek, czyli wrzątek, kawałek marchwi, liść laurowy, ziele angielskie – kminek (trochę więcej niż trochę), główka czosnku na 3 porcje, przecisnąć przez praskę, posolić, doprawić sosem sojowym i smacznego.

Zupa kminkowa
Tak samo, tylko trochę czosnku a dużo kminku -obie można „zaprawić” cukinią lub zrobić do nich „ziemniaki” w postaci kostek cukini ugotowanej.

Botwinka
Zimna woda, zakwasić 2 łyżkami dobrego octu, zagotować,wkroić botwinkę razem z drobnymi korzeniami buraczków, kilka daktyli do gotowania ( potem można je wyjąć po zrobieniu zupy i nadaniu smaku), kminek cały i łamany, pieprz, czosnek, zioła prowansalskie lub przyprawa włoska (do kupienia choćby w Kauflandzie), sól, sos sojowy, odrobina kwaśnego, kurkuma ..... ewentualnie, żeby doprawić,obchodzimy kolo przemian więcej niż 1 raz.


Postny żurek „Daniela
Zetrzeć marchewkę, zmieszać ze startym selerem, pokrojonądrobno kapustą, cukinią, kminkiem całym i łamanym, dodać liść laurowy, pokrojonego w półkrążki lub ćwierćplasterki pora, ziele angielskie, czosnek, pieprz, chilli, włoską przyprawę ziołową (jest bez glutaminianu sodu) lub zioła prowansalskie. Zalać zimną wodą, gotować, dodać sos sojowy, sól, wymieszać wszystko, doprowadzić do miękkości, żeby cukinia się rozpadła. Odcedzić mąkę z zakwasu, wlać do wsadu, gotować aż się połączy, ewentualnie doprawić po kole przemian według uznania.

SOSY:
Sos szczypiorkowy
Wrzątek, cukinia drobno starta, kminek, pieprz najlepiej biały, sól, sos sojowy, rozgotować, zmiksować, zagotować ponownie, zredukowaćdo żądanej gęstości, dodać pokrojony szczypiorek, niech zawrze.

Sos marchwiowy na tej samej bazie tylko bardziej gęsty
Może być wersja sosu marchwiowo- szczypiorkowa - czyli dodany po zmiksowaniu i zagotowany szczypiorek albo wersja marchwiowo –koperkowa, czyli dodany na końcu po zmiksowaniu i zagotowany koperek.

Sos pomidorowy z pomidorów świeżych
Kroimy pomidory na połówki i ścieramy, podlewamy wrzątkiem, odrobina czegoś o smaku słodkim - tylko do przejścia – np. odrobina startego jabłka słodkiego - potem czosnek, chilli - dużo, sos sojowy, sól - redukujemy, odrobina dobrego octu - na talerze dodajemy dużo świeżej natki.

Sos musztardowy
Wrzątek, cukinia starta drobno, pieprz, sos sojowy, sól, ugotować, zmiksować, dodać musztardę – gotowe.

Sos chrzanowy
Identycznie - można wykopać chrzan albo kupić na rynku.

Sos buraczany
Gotujemy pokrojone w kostkę buraczki, doprawiamy kminkiem, czosnkiem, sosem sojowym, solą, pieprze, octem, kurkumą, daktylem... miksujemy i gotowy - można posypać zieleniną.

 









3. propozycja menu na post Daniela
(Edytowany 28. 5. 2013 r. o godz. 11. 10)





Gulasz z jarzyn - wersja na Post Daniela
Marchew, seler, por, cukinia (więcej niż pozostałych składników), cebula pokrojona w grubą kostkę, kalarepa, kapusta - pokroić na gulaszowe (większe, ale różne) kawałki. Dodać liść laurowy, ziele angielskie, kminek łamany i cały, ostrąpaprykę lub chilli, suszony czosnek, zalać zimną wodą i gotować do zgęstnienia, doprawiając ziołami prowansalskimi, solą i sosem sojowym, dodać niewielką ilośćoctu balsamicznego, starte na tarce (przekroić na połowę i ścierać od wewnętrznej powierzchni) pomidory, odrobinę jałowca i kurkumy, wetrzeć częśćcukini na drobnej tarce, dodać pokrojoną słodką paprykę oraz suszoną słodkąpaprykę w ilości według własnego uznania i gotować do zgęstnienia sosu. Na koniec gotowania można wrzucić poszatkowaną zieloną cebulkę, pamiętając aby zagotować,żeby nie spowodowała fermentacji potrawy pod wpływem ciepła lub zmian pogody. Jeśli jest taka potrzeba, dodatkowo doprawić potrawę według własnego uznania.


Szpinak zagęszczany cukinią - wersja „Danielowa”
Lekko zmiksowaćszpinak w blenderze (nie całkiem na gładko), wrzucić do rondla, podlać wrzątkiem, odrobina smaku słodkiego (1 rozdrobniony daktyl albo odrobina kardamonu lub kolendry suszonej czy szczypta suszonej papryki słodkiej), czosnek, pieprz lub chilli, dosolić, dodać sosu sojowego do smaku, odrobina octu, kurkuma, wetrzećna drobnej tarce cukinię, rozgotować,żeby zgęstniało, zredukować dowolnie płyn. Ewentualnie gotową potrawę doprawićpo kole przemian. Podajemy z kawałkami cukini jako ziemniakami, kalafiorem, brokułem, brukselką , kawałkiem (jak porcja tortu) ugotowanej kapusty i inną surówką -czyli jako drugie danie - choć niekoniecznie - można eksperymentować.

Drugie danie na talerzu a la Daniel
Ugotowane różyczki kalafiora, „tortowy” kawałek ugotowanej kapusty, dowolna ilość fasolki szparagowej, surówki.... według uznania.
Można polaćsosem np. brokułowym, ale niekoniecznie.

„Danielowa" zupa krem z cebuli
Dowolną ilośćcebuli pokrojonej w grubą kostkę posypać pieprzem, zalać zimną wodą,rozgotować, posolić, zmiksować i doprawić sosem sojowym, można przeprowadzić do innej przemiany niż woda dodając np. odrobinę octu lub cytryny, kurkumę,szczyptę kardamonu (wtedy mamy ziemię).









ZUPA KREM Z SELERA NACIOWEGO

Dowolną ilość selera pokroić na kawałki 1,5 - 2 cm, zalać wrzącą wodą, aby przykryła wsad zagotować, dołożyć odrobinę smaku słodkiego, np. trochę słodkiej papryki (szczypta), dodać biały pieprz, czosnek, sól (najlepsza warzona lub morska), sos sojowy, do smaku (ile kto lubi ocet winny, jabłkowy lub balsamiczny, najlepiej jasny) - zmiksować, posypać poszatkowaną natką w dużej ilości -wątroba ma bal.

W wersji zredukowanej zupa ta to .... sos selerowy do innych dań






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz