Dziennik Postu
Daniela na żywo
Tydzień zaliczony!
Nie było łatwo, ale teraz wiem, że nie zrezygnuję i wytrzymam
do końca.
Jak było? Różnie: zaczęło się od euforii i uczucia lekkości.
Co prawda, uczucia te są charakterystyczne dla bardziej zaawansowanego etapu,
ale każdy organizm ma swój tryb reagowania.
Bawiło mnie i bawi przygotowywanie potraw, praktycznie tak
samo jak przedtem, tyle że bez oliwy czy oleju, cukru, słodkich owoców, bez wszystkiego, co zawiera
węglowodany i nabiał.
Wcale nie uważam tego sposobu odżywiania za dietę, ponieważ
w przeszłości często bywało tak, że kiedy nie musiałam gotować, odżywiałam się
czym popadło, to znaczy – owocami i warzywami, które miałam pod ręką lub mogłam
szybko ugotować.
Pomyślałam sobie nawet, że Post Daniela to replika moich
ascetycznych zapędów, które przyniosłam sobie z poprzednich wcieleń. Wówczas były one ku umartwieniu, ku pokucie
bądź wzmocnieniu ducha, a teraz... mają służyć radości i zdrowiu. Bardzo sympatyczny sposób przepracowywania starych programów karmicznych.
Prawdę mówiąc, jest to dla mnie rzut na taśmę, jeśli chodzi o
możliwość uzdrowienia moich dolegliwości, które w ciągu tej zimy zmieniły mnie
w pojękujący kłębek cierpienia. Niby nic wielkiego, ale tu boli, tam strzyka,
jeszcze gdzie indziej puchnie, stawy sztywne, zimne dłonie i stopy i uroda jak ze młyna. Ostatnia zima przespacerowała się bezlitośnie po
moich stawach, zaburzyła krążenie, że nie wspomnę o innych, spędzających sen z
oczu nieprzyjemnościach.
Dlaczego to właśnie post Daniela?
Dlaczego to właśnie post Daniela ma mi pomóc i to jeszcze w
wersji pięciu przemian?
W tym przypadku zadziałała intuicja, po prostu czułam i
czuję nadal, że to jest odpowiedź na moje medytacje przyciągania do siebie
uzdrowienia na wszystkich poziomach.
Wzmianka o dobrych skutkach żywienia się jarzynami znajduje
się w 1. Księdze Daniela. Prorok jako młodzieniec trafił ze swoimi trzema
towarzyszami do niewoli, stając się przymusowym rezydentem króla
Nabuchodonozora, kiedy ten pokonał lud Judy. Król był łaskaw, zarządzając, by
młodzieńcy otrzymywali potrawy z jego stołu, czyli mięso i wino. Młodzieńcy
odmówili przyjmowania tej strawy. Przełożony niewolników obawiał się, że młodzieńcy
zmarnieją na innym wikcie, a on poniesie konsekwencje swojego niedbalstwa, więc
oni, nie chcąc go narażać, zaproponowali, aby brał te potrawy dla siebie, a im
cichcem wydawał jarzyny i czystą wodę. Tak miało być przez 10 dni na próbę, aby
przełożony przekonał się, że młodzieńcy wyglądają zdrowo, że ten sposób
odżywiania wcale im nie szkodzi. Po dziesięciu dniach takiego odżywiania ich oblicza jaśniały i widać było, że cieszą
się całkowitym zdrowiem i pełnią sił.
Skoro w najczęściej czytanej na świecie księdze zachowała
się taka wzmianka, coś to znaczy, może warto spróbować!
W końcu w księgach, pismach, kronikach oraz innych
materiałach przechowywane są nie raz bezcenne wskazówki.
Tak czy inaczej, mam za sobą wstępne boje i zmierzam dalej
po swojej drodze do zdrowia...
Ale może podzielę się swoimi doznaniami i przekażę
parę uwag i postrzeżeń co do tego pierwszego tygodnia.
Dlaczego akurat wersja pięciu przemian?
Dlaczego akurat wersja pięciu przemian? Jestem laikiem w
zakresie tej wiedzy, chociaż potrafię sklecić kilkanaście potraw na podstawie
przepisów nieocenionej Wioli.
Według mnie żywienie „normalne” tym różni się od żywienia wg
pięciu przemian, co bezładne wrzucanie kawałków puzzli na planszę, kiedy tylko
niektóre z nich trafiają w puste miejsca, od uporządkowanego i systematycznego wkładania
kawałków w miejsca odpowiednie. Po prostu poszczególne pary narządów otrzymują
tę energię, której im trzeba, we właściwej kolejności, dzięki czemu jej strumienie
płyną prosto do celu niczym niezakłócone i narządy nie muszą wyszukiwać sobie
ze sterty puzzli tego, czego im aktualnie trzeba.
Kryzys glikemiczny
W trzecim dniu postu pojawiły się objawy kryzysu
glikemicznego – to organizm zaczął szaleć z niepokoju, nie dostając swojej
codziennej porcji węglowodanów. Przyspieszone bicie serca, kłopoty z
koncentracją, dreszcze... Następnego dnia rano rozważałam, jak tu wstać z
łóżka. W końcu zwlokłam się i po kilkudziesięciu minutach snucia się po
mieszkaniu po prostu zjadłam kilka
ostatnich daktyli, które smętnie pałętały się w jakimś słoiczku. (Przed postem
przezornie wyjadłam wszystkie słodkie owoce, żeby mnie nie kusiło.)
Wszystkie objawy ustąpiły, ale cały dzień działałam na
trybie oszczędzającym. Potem dowiedziałam się od Wioli, że oczywiście, takie
kryzysy można przełamywać, jedząc słodkie owoce, ale drugą opcją jest
autosugestia: po prostu położyć się i powiedzieć swojemu organizmowi, że
wszystko jest w porządku, że jest to przełom glikemiczny i organizm przestawia się
na inny tryb odżywiania dla uzyskania pełnego zdrowia.
Wnioski
- Najlepiej zacząć post, kiedy jest ciepło.(Nie miałam tego
szczęścia.)
-Trzeba odsunąć od siebie wszelkie forsowne zajęcia i
zaplanować spędzanie jak największej ilości czasu w plenerze, dużo chodzić
pieszo.
- Zrobić na samym początku porządne zakupy, ponieważ
chodzenie wśród wszelkich smakowitych zapachów w pierwszych dniach postu może
być nieco męczące. Teraz, po tygodniu
śmiało wkraczam pomiędzy półki wyładowane „dawnymi” smakowitościami. Dawnymi...
Tak!
- Liczyć się trzeba ze zmianą gustów jedzeniowych, a ponieważ
bardzo wyostrza się wzrok, smak oraz powonienie, jarzyny i owoce stają się
niezwykle atrakcyjne, kolorystycznie, węchowo i smakowo, natomiast inne pożywienie, jak i zapachy chemiczne stają
się udręką dla nosa.
- Ewentualną apatię i uczucie osłabienia można przełamywać
ruchem na świeżym powietrzu.
Wczoraj zdawało mi się, że mam kryzys sił fizycznych, ponieważ
przyszła apatia i jakby zwolnienie ruchów,
ale szybko przekonałam się, że to doznanie siedzi wyłącznie w mojej
głowie, bowiem kiedy zauważyłam prawie uciekający mi autobus, wyrwałam "na
setkę" i nawet nie zdyszana dopadłam go tuż przed odjazdem. Wiem już, że poczucie siły jako stały towarzysz
pojawi się później.
- Jeśli ma się skłonność do depresji, zasadniczo powinno się
z postu zrezygnować albo przeprowadzać go w gronie przyjaznych osób. Najlepiej
byłoby wspólnie przyrządzać potrawy.
Tak czy inaczej, bez depresji też bardzo
pomaga wspólne gotowanie. Daje dużo radości i wzmacnia determinację!
Bilans tygodnia: Co uzyskałam?
- Uczucie wielkiej lekkości
w ciele.
- Dynamikę w
ruchach.
- Ustąpienie bólów
stawów.
- Zgrabne stópki (bez
obrzęku nad kostkami).
- Dobry humor.
- Lepszą
koncentrację.
Warto było! A najlepsze przede mną.
Serdecznie pozdrawiam, cd. za tydzień.
Anna Małgorzata
Bogusz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz