Strona ta wykorzystuje pliki cookies w celu realizacji swoich usług i funkcji zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz samodzielnie dostosować warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

niedziela, 30 czerwca 2013

Zamiast relacji z 5. tygodnia postu Daniela











Zamiast relacji z 5. tygodnia postu Daniela

Kiedy w niedzielę kładłam się do łóżka, zamykając w ten sposób 4. tydzień postu, miałam niepokojące uczucie, że chyba jednak przesadziłam. Czułam się wyczerpana i zniechęcona, a rano nie bardzo chciało mi się wstawać. Przemogłam się jednak i trzymałam ustalonych zasad, aż do czwartku, tyle że znowu czułam sygnał alertu w organizmie. Jakby tego było mało, przyśniło mi się mocno rozeschnięte, bo aż porozdzielane mydło Dove. Miałam dać je komuś do mycia, ale ono nie nadawało się do niczego. Cały czwartek towarzyszyła mi lekka depresja, potem apatia, było mi zimno i co zastanawiające, wcale, ale to wcale nie chciało mi się jeść. Jakby organizm zbuntował się. Wieczorem nie miałam nawet ochoty na chat na FB, w końcu jednak przemogłam się i napisałam o swoich problemach do Violi, która od razu odczytała ten stan jako sygnał ze strony mojego organizmu, że ma już dosyć. Nawet nie ucieszyło mnie to, że trzeba zakończyć post, prawdopodobnie szwendały się gdzieś we mnie resztki ambicji (niezbyt zdrowej, by jednak „chlubnie” zakończyć po 42 dniach), no bo jak to? Tak nagle?

Jednak przypomniałam sobie, że w końcu weszłam w post mocno wycieńczona chorobą, która gnębiła mnie od kilku miesięcy i którą tym postem chciałam wyleczyć. Może jednak było to zbyt duże wyzwanie. Błyskawicznie podsumowałam efekty postu: lekkie, elastyczne stawy, polepszenie stanu włosów i paznokci, polepszenie wzroku, ustąpienie dolegliwości żołądkowych, zminimalizowanie innych dolegliwości, no i zrzucenie co najmniej 10 kg, co w moim wypadku znaczy bardzo wiele, bo ta nadwaga zupełnie nie pasowała do mojej osobowości, czułam się nią wręcz przytłoczona. Skóra pozostała taka jak była, żadnych zwisów, usunięte zostały defekty kosmetyczne. Kiedy patrzę w lustro, widzę znacznie młodszą kobietę, pełną życia i werwy.

Jakieś problemy? Ależ oczywiście: jak każda szanująca się kobieta otwieram rano szafę i wołam w duchu: Ja nie mam co na siebie włożyć! Szafa pełna, ale fatałaszki trzeba przerobić, oddać lub wymienić. No cóż, żebym przez całe swoje życie miała tylko takie problemy!

„Daniel” nauczył mnie zdrowego dystansu do jedzenia: nie mam ochoty na słodycze, a jakże – spróbowałam, w końcu Mąż miał urodziny - ale to nie to! Za to zupa z marchewką jest dla mnie słodka, nawet za słodka. Smaki stały się bardziej intensywne, cieszę się jedzeniem, ale nie rzucam się na nie, chociaż myślałam, że tak będzie. Jest „normalnie”! Po prostu racjonalnie odżywiam organizm, by wlać w niego siłę.

Jeszcze mam wygląd nieco „wymizerowany”, trochę jak po długiej chorobie, nie przemęczam się więc, tyle że energii mi przybywa z każdą godziną i wiem, że za tydzień miejsce bladawca zajmie hoża i rumiana kobieta.

Ten post dał mi masę radości, udowodniłam sobie, że potrafię długotrwające i niełatwe przedsięwzięcie doprowadzić do pewnego miejsca i wykazać się rozsądkiem we właściwym momencie...

Dlatego kochani, jeśli po drodze poczujecie się źle i stan ten nie ustąpi po trzech dniach, jak to się dzieje podczas Daniela w przypadku prezentacji chorób przebytych w przeszłości, rozważcie opcję wyjścia z postu, poradźcie się Violi, która ma już doświadczenie w tej dziedzinie. Post Daniela ma posłużyć ma Waszemu zdrowiu i rozpoczęcie go jest dowodem Waszego rozsądku. Trzeba jednak tym rozsądkiem wykazywać się także w czasie jego trwania.

Pozdrawiam Was serdecznie i życzę pięknego powrotu do zdrowia i pełni radości życia.

Ania Bogusz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz