Strona ta wykorzystuje pliki cookies w celu realizacji swoich usług i funkcji zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz samodzielnie dostosować warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Dziennik Postu Daniela na żywo – Tydzień drugi







Dziennik Postu Daniela na żywo – Tydzień drugi
No tak! Już jedna trzecia trasy za mną, a ja czuję że dla mnie ten sposób odżywiania przestaje być czymś, co odbiega od codziennej normy. Chyba już się przyzwyczaiłam.

Ten tydzień nie był łatwy, ponieważ w okolicach wtorku aż do czwartku dawały swoje recitale narządy, które kiedyś przechodziły przez jakieś stany zapalne. Jednak nigdy nie nazwałabym tych epizodów objawami chorobowymi, było to bowiem tak, jakby ktoś przypominał mi: „Pamiętasz, jak to cię bolało? Pamiętasz jak nie mogłaś chodzić?”, itd.

Wiedziałam, że mój organizm jakby cofa się w czasie, jeśli chodzi o jego stan zdrowotny, a te drobne dolegliwości są mglistym przypomnieniem tego, co kiedyś się działo.

Cieszy mnie ten sposób odżywiania, jem według mojej rachuby nawet całkiem sporo, ponieważ nie chcę dopuszczać do uczucia głodu i typowego dla osób na diecie pełnego żałości spojrzenia na talerze innych domowników pełne, jakże smakowicie pachnącego wtedy, „zakazanego” jedzenia. Ale wystarczy stale mieć pod ręką jakieś warzywka czy niesłodkie owoce, aby jedzenie bądź niejedzenie czegoś nie zaprzątało nas zbytnio.

Faktem jest, że temperatura na dworze i w mieszkaniu nie sprzyjała takiemu reżimowi jedzeniowemu, byłam częściej czcza i musiałam jeść więcej gotowanych warzyw, poza tym robiłam sobie kompoty z sałatek owocowych, oczywiście – bez cukru. Jakieś grzeszki? Ależ oczywiście, nie nadaję się na wzorzec w Sèvres: jakieś morele suszone czy takież śliwki oraz lekkie zmaganie z sobą, czy do tej sałatki z buraczków nie dołożyć jednego, takiego maluteńkiego przecież kartofelka z porcji męża? Pomyślałam jednak, że nie warto, zbyt wiele uzyskałam już po dwóch pierwszych tygodniach, by podjadać „na lewo”

Konkretne pytanie: Co uzyskałam?

Podbudowałam się moralnie, bo wytrzymałam i wiem, że dalej już pójdzie.

Skończyły się zatruwające mi życie bóle w stawach. Przedtem, po moich dwóch kilkumiesięcznych epizodach z silnymi bólami stawów biodrowych, które na długo unieruchomiły mnie w domu, musiałam schodzić ze stopni schodów na pięty, tak sztywne          i bolesne stały się stawy kolan i stóp. Myślałam już, że muszę się z tym pogodzić. Wysiadanie z autobusu czy tramwaju odbywało się z kurczowym trzymaniem się poręczy i ostrożnym stawianiem obolałych stóp. Zero elastyczności! Pomijam to, że stopy były spuchnięte, ale z tym uporał się już pierwszy tydzień postu. Teraz ze schodów zbiegam leciutko i nie tupię jak jeż, wchodzę też bez wysiłku, chociaż czasem odczuwam lekkie osłabienie, kiedy długo jestem na mieście i w związku z tym nie jem.

Ciało stało lekkie, elastyczne, zręcznie lawiruję po mojej ciasnej kuchni. Stałam się dużo sprawniejsza. Sam fakt, że swobodnie się poruszam, daje mi mnóstwo radości. Codziennie mam potrzebę przejścia paru kilometrów piechotą i cieszy mnie to.

Patrzę w lustro i widzę jakby młodszą kobietę. Przyznam się (wybacz, Wiolu!), że nie bardzo wierzyłam, że mogę jeszcze cofnąć objawy starzenia się organizmu, ale coś jakby zmarszczek mi ubyło, twarz nie jest już tak blada. Oglądam te zmiany z lekkim niedowierzeniem, ale skoro się pojawiły, to chyba jednak jest to możliwe, by cofnąć owo skłanianie się organizmu ku jesieni...

I jeszcze jedno, czyli przyczyna, dla której podjęłam ten post, robiąc tym samym przysłowiowy rzut na taśmę: zakończył się nieustanny alert organizmu, że „coś nie jest w porządku”(bo faktycznie tak było). Budziłam się rano z tym uczuciem i chodziłam mocno niespokojna. Teraz widzę, że mam szansę na uzdrowienie najbardziej dokuczliwej dolegliwości. I to się dzieje właśnie teraz. Niech się dzieje. Z optymizmem robię "ciąg dalszy".

Pozdrawiam serdecznie

Anna Bogusz

 

 

2 komentarze:

  1. Też byłam na 2 tyg głodówce. Lewatywy bardzo pomagają, ponieważ żółć z wątroby i wszystkie syfy muszą gdzieś uciekać. Co do głodówki to zaraz potem wziełabym się za odrobaczywienie (Nadiezda Siemnieniowa, Szkola Zdrowia) a po odzywianiu suplementacja krzemem ;) Buziaki i powodzenia <33

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki piekne i pozdrawiam.
    Anna

    OdpowiedzUsuń